A w środku miał bardzo ciekawą litografię. Wyglądała tak:
Bardzo ciekawe wydanie książki. Autor ze swoim własnym, prywatnym księciem.
Uczciliśmy ze Zbysiem poznanie go pyszną kawką :-) Warto przy tym zaznaczyć, że każda kawka ze Zbysiem jest pyszna :-*
Nawiasem mówiąc: w tym właśnie mieście jest pewne miejsce, w którym czuję się bezpiecznie jak w domu.
Grześ to prawdziwy magik wyposażania wnętrz w ciepło domowe :-*
Wracając do sąsiadów zza wschodniej granicy: choć po rosyjsku umie tylko przedstawić kota, wspomniana już onegdaj Fasolka zdołała się dogadać i zaprosić do mnie pewnego mieszkańca kraju fantastycznych pisarzy. Nie od rzeczy będzie zaznaczyć, iż publiczne relacje i komunikacja - również międzynarodowa - to mocna strona tejże Fasolki. Przybysz wyglądał niebiańsko:
Na okładce wmawiają, że to bajka :-)
Ach, Ci twardzi Rosjanie! :-)
Niedawno wprowadził się do mnie kolejny krajan Dostojewskiego, wraz z innym księciem (podobno szczęśliwym) Oskara Wilde'a (którego ostatnio darzę wielkim sentymentem z różnych powodów) oraz pewną pszczółką, podopieczną Anatola France'a. Na przedstawiciela publicznego wybrali księcia:
Wygląda lekko melancholijnie, prawda? Ale za to ma do towarzystwa i planety, i różę, a nawet (ewenement okładkowy) - lisa.
Rozbrajają mnie jego pantofle :-) Na pewno świetnie mu się w nich wędrowało po pustyni :-)
A tutaj pewien drobiazg muzyczny. Przy okazji nawiązanie do rosyjskiej literatury. Ach, to słynne pierwsze zdanie w powieści Nabokova...
Ps. 29.09.2010r.: Zbysiu mi niedawno doniósł, że księgarni Borders już nie ma! Podobnież splajtowała. Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz