Na poważnie zaczęłam myśleć o kolekcji, gdy w Empiku natknęłam się na wydanie francusko-polskie. Idea była świetna, bo oryginał plus wersja z której coś rozumiem (uważam francuski za jeden z trudniejszych języków).
Poza tym miał kolor nieba:
Poza tym było to tłumaczenie Zofii Barchanowskiej (nie znałam go), zamiast wszechobecnego i - nota bene - chyba najlepszego tłumaczenia Jana Szwykowskiego.
Może nie od razu, ale jakoś niedługo później wymyśliłam, by kolekcjonować wydania w różnych językach. Początkowo zastanawiałam się jeszcze nad "Kubusiem Puchatkiem" (ale doszłam do wniosku, że trochę obszerny i może być kosztowny, zwłaszcza w połączeniu z "Chatką Puchatka") i nad "Alicją w Krainie Czarów" (tu bałam się, że może nie jest jednak tak powszechna ze względu na zawarte w niej nawiązania do kultury, historii i sztuki angielskiej oraz znów pojawił się wątek drugiej części - "Po drugiej stronie lustra").
A potem już poszło. Z początku powoli, czasami nawałowo. Różnie, jak to w życiu :-)