Pierwszego obcokrajowca złowiłam w czasie pobytu w słonecznej Italii. Program był ambitny - zero czasu wolnego.
Nie było żadnych szans na oblot sklepów, nie mówiąc o poszukiwaniach księgarni.W czasie jednego z kurcgalopkow (nazywanych przez naszego 70-letniego przewodnika z wbudowanym motorkiem w nogach "przejściem do...") do jednej z rzymskich bazylik przebiegaliśmy obok jakichś kramów typu odpustowego.
Na jednym z nich były jakieś stare papierzyska.
Spytałam o "Małego Księcia" (w języku angielsko-pseudofrancusko-nibywloskim).
Był! Używany! Nabyłam uszczęśliwiona.
Tym sposobem koło zamachowe mojej manii ruszyło i wciąż się kręci, niczym szwungszajba lub perpetum mobile. I wciąż się i mnie kręci :-)
Pozdrawiam
Pokręcona Zakrętka :-)
P.S. A tutaj piosenka w tym klimacie lingwistycznym :-)