Po co, na co i dlaczego?

Wynurzenia książkowo-molowe maniakalnej czytelniczki tudzież kolekcjonerki książki "Mały Książę" Antoine'a de Saint-Exupéry'ego w różnych językach i dialektach (obecnie 104) oraz rozmaitych wydań polskich tejże. Zapraszam!

czwartek, 31 maja 2007

Udając Greka (a raczej Greczynkę)

Grecy - jak wiadomo - dali Europie podwaliny tożsamości tudzież inne dobrodziejstwa. Są dosyć specyficznym narodem, o czym miałam okazję przekonać się na własnej skórze. Ale może zacznijmy od początku (zaczynanie od końca nie jest w obecnych czasach czymś rzadkim). Zatem...

Pierwszego przedstawiciela tej prastarej nacji otrzymałam od Agi K. (buziaki!), wielkiej miłośniczki podróży w ogóle, a Grecji w szczególe.
Oto, jak się prezentował:

















 
Prawda, że klasyka gatunku? :-)

Potem tak się złożyło, że sama nawiedziłam ten kraj. Piękne widoki, mnóstwo ruin (z czego niektóre w remoncie ;-) ). Mnóstwo wrażeń, przemyśleń (jak zwykle). W pewnym sensie wyprawa do korzeni tożsamościowych.
W czasie tej autoterapii miałam mnóstwo "przypadkowych" okazji do zetknięcia się z kilkoma innymi osobnikami z greckiej rodziny książęcej. A to kiermasz książek na bulwarze nad zatoką i capnęłam tego pana,


a to wpadłam jak bomba do takiego sklepiko-kiosku (coś a la włoskie 'tabacco') i wypatrzyłam tegoż osobnika:


Nawiasem mówiąc: wydane kioskowe :-) czyli obwoluta papierowa na książce, a jak się ją zdejmie to pod spodem książę jest nagi, tzn. okładka ma kolor jednolicie biały, nie skażony żadną bezczelną barwą.

W "kiosku" wywiązała się mała dyskusja nacjonalistyczna. Sprzedawca nie znał ani słowa w jakimkolwiek innym języku niż grecki (klasyka zawodu). Za to stojący obok mnie pan umiał trochę konwersować po angielsku. Jak się dowiedział, że jestem Polką, to zaczął na mnie naskakiwać, że mój kraj popiera Busha i wojnę. Czym prędzej z miłym uśmiechem się pożegnałam, bo nie dałabym rady wytłumaczyć panu, iż poglądy polityczne, militarne i inne ekipy rządzącej niekoniecznie przekładają się na zapatrywania każdego obywatela.
Nawiasem mówiąc: kioskowy książę był unikatem, jedynym w swoim rodzaju (pojedynczy egzemplarz, nawet bez ceny). Ciekawe czy sprzedawca doliczył coś za politykę mojego kraju :-)

A potem, gdzieś tam na antycznym szlaku, wyszukałam jeszcze jednego:


Czyż nie wygląda starożytnie? Ach, te marmurowe barwienia :-)

Język grecki, niestety, nie wchodzi w skład pakietu kulturalnego, który każdy z nas ma na podorędziu (nie rozumiem dlaczego nie mieści się w składzie klasycznych symboli i wzorców dziedziczonych wraz z innymi elementami nieświadomości zbiorowej). Czasem coś tam mogłam skojarzyć na zasadzie podobieństwa do cyrylicy rosyjskiej. Jest to tym bardziej niezbędna umiejętność, ponieważ w swej dumie narodowej Grecy nie uznali za użyteczne opisanie eksponatów w muzeach czy innych atrakcji w jakimkolwiek innym języku, niż greka. Byłam już nawet gotowa na łacinę, ale niestety, ech.
Poza tym, tradycyjnie, pogoda była różna, m. in. oberwanie chmury i 12-godzinny deszcz z maleńką powodzią (woda płynąca ulicami), podczas gdy w Polsce były upały stulecia.
Czyżby słynna grecka pogoda też była w kryzysie?

Kraj piękny, niezepsuty bogactwem, jedzenie miało niepodrabiany grecki smak, aromaty takie jak trzeba, kolory niesprane, pięknie było...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz